Charles Richard-Hamelin | Toruńska Orkiestra Symfoniczna

Charles Richard-Hamelin

Najważniejsza jest muzyka. Koncert Charlesa Richarda-Hamelina w Toruniu

Perspektywa spędzenia dwóch godzin w sali koncertowej w piątkowy deszczowy wieczór przedstawiała się bardzo miło. Miło i w doborowym towarzystwie – miał grać przecież laureat II miejsca w ostatnim Konkursie Chopinowskim i zdobywca nagrody Zimermana za najlepsze wykonanie sonaty, Charles Richard-Hamelin. Forma wydarzenia też była ciekawa. Pierwsza część to recital, a druga – koncert z Toruńską Orkiestrą Symfoniczną pod batutą Tomasza Bugaja, w której pianista zagrał Koncert f-moll op. 21, czyli ten, który wykonał w finale Konkursu jako jedyny. Warto wiedzieć, że wszyscy pozostali uczestnicy grali w finale Konkursu drugi napisany przez Fryderyka koncert, e-moll. Piątkowy wieczór był też dla mnie okazją, by pod względem akustyki sprawdzić salę koncertową otwartego niedawno Centrum Kulturalno-Kongresowego Jordanki.

Zatem wchodzę. Wchodzę do sporej sali ze sceną na poziomie… widowni. Żadnego podwyższenia dla fortepianu, żadnego schodka – nic! I piękny Steinway po środku. Oczywiście, jak w 99,5% przypadków, z widocznymi pod odpowiednim kątem odciskami palców na boku. Ale nie szkodzi. Obok instrumentu – mikrofon dla dziennikarki radiowej Dwójki, Róży Światczyńskiej, która przygotowała wprowadzenie do koncertu. Krótko, fachowo i spokojnie przekazała najważniejsze informacje. Brawa. Snop światła z pojedynczego reflektora na taboret przy fortepianie i klawiaturę. Z cienia wychodzi bohater wieczoru, ubrany na czarno – idzie spokojnie, wyprostowany, gotowy.

Łagodnie zaczyna piękny, przebiegający przez sporą część klawiatury Nokturn H-dur op. 62 Chopina. Dalsze utwory, też Fryderyka Franciszka, zostały dobrze dobrane pod względem czasu trwania (ok. 10-7 minut), a więc nie nużyły. Należą też do rzadziej grywanych utworów kompozytora. Ballada As-dur była nastrojowa i romantyczna. Polonez-Fantazja – efektowny, rozłożysty – w jak najlepszym tego słowa znaczeniu. Utwory toczyły się po klawiaturze jasno, wyraziście; wszystkie dźwięki były dograne. Pianista grał z ujmującą swobodą, pewnie. Z niecierpliwością czekałam na Rondo Es-dur, świeże, żywe, z pięknym wprowadzeniem. W najbardziej intensywnych, najszybszych momentach grał tak precyzyjnie, jakby miał co najmniej kilka dodatkowych palców.

Mówiąc o tym, jak pianista radził sobie z Chopinem, należy zaznaczyć, że przede wszystkim grał z dużą z przyjemnością. Na początku być może z pewną dozą nieśmiałości, ale bez napięcia. Zawsze melodyjnie i płynnie – aż do ronda, które zabrzmiało niezwykle współcześnie, i którego eklektyczny charakter Richard-Hamelin pokazał bardzo umiejętnie. Pianista grał też z wielkim wyczuciem harmonii i na 100% procent brzmienia fortepianu.

Trzeba przyznać, że akustyka Jordanek pozwala tę moc usłyszeć. Dźwięk nigdzie nie ginie (przynajmniej nie do 11 rzędu), ton jest głęboki, jak na instrument Steinwaya przystało. Nieważne, czy muzyk grał najcichsze piano czy mocne, śmiałe forte – nic nie ginęło w sporej przecież przestrzeni sali i nic nie raziło czułych uszu melomanów.

Polonez i ballada były piękne. Richard-Hamelin ukazał jasno przepływ myśli muzycznych w zróżnicowanych wewnętrznie formach obu utworów. Z wielką wrażliwością i bez przesłodzenia czy smętnej aury przedstawiał zawarte w nich emocje. Grał okrągłym dźwiękiem, solidnie i ciepło nawet w wysokich, ostrzejszych partiach. Druga część wydarzenia, z Koncertem f-moll, to trochę inna bajka. Chopin pisał ten utwór mają ledwo 19-20 lat. Był wtedy młody, miał wielu przyjaciół, mieszkał w ukochanej Warszawie – a głowę miał pełną obrazów ukochanej, młodej śpiewaczki Konstancji. Wiele więc w tym utworze energii, ale i liryzmu. Charles Richard-Hamelin doskonale to czuł i oddał. Dobrze akcentował pasaże. Grał starannie, spokojnie wykonują wszystkie “drżące” partie w drugiej części utworu. Schodzące oktawy w części trzeciej prowadził równo, trochę oficjalnie. Orkiestra, prowadzona przez Tomasza Bugaja, grała w rewelacyjnym tempie – dość żywym by pozwolić na docenienie umiejętności technicznych i wrażliwości solisty, wyobraźni muzycznej Chopina i pięknego współbrzmienia kolejnych sekcji orkiestry. Wszelkie “pluśnięcia”, wzmocnienia melodii fortepianu, partie solowe, minidialogi między instrumentami brzmiały świetnie.

Pianiście niewiele można zarzucić. Tempo uciekło mu tylko raz i na moment, tak jak raz słyszalnie palce się trochę obsunęły. Tylko że w niczym to nie przeszkadzało. Naturalność, z jaką muzyk grał, bliskość między słuchaczem a utworem jaką wytwarza są tu najważniejsze. Repertuar? Bardzo spójny. Dobór utworów pozwalał też obserwować jak rozwija się temat konkretnych kompozycji, więc z przyjemnością słuchała również ta część publiczności, która na co dzień nie ma dużej styczności z muzyką fortepianową. I co niezwykle ważne, spod muzyki młodego pianisty, spod abstrakcji, wyziera człowiek z krwi i kości. Bo utwory, które Richard-Hamelin zaprezentował w trakcie recitalowej części przełamują stereotyp chopinowski, przedstawiający kompozytora jako schorowanego, oddanego Polsce melancholika, którego kompozycje tchną bezgranicznym smutkiem. A tymczasem utwory, które wybrał Richard-Hamelin, należą do nieco lżejszych, nie tak burzliwych i raczej optymistycznych. Chopin jest  w dobrym humorze i cieszy się życiem. W Polonezie-Fantazji czuć oczywiście ciężar, romantyzm i dramatyzm – ale wszystko to zostało dobrze odmierzone. A ballada, potem rondo? Aż chce się żyć! Nic dziwnego, że pianista otrzymał natychmiastową owację na stojąco. Zagrał dwa bisy – najpierw “hit”, Poloneza As-dur,  a potem przepięknego, tajemniczego mazurka z op. 33. Zmiany nastroju, tempa, tonu, a przede wszystkim rzadko spotykane poczucie taneczności utworu sprawiły, że widownia wstała po raz drugi.

Polecając koncerty Charlesa Richarda-Hamelina trzeba podkreślić jeszcze jedno. Pianista nie należy do tych, którzy od dzieciństwa biorą udział w konkursach, wywodzą się ze znanych rodzin instrumentalistów, dyrygentów i pedagogów o światowej sławie. Potwierdza, że jego życie jest raczej zbalansowane, spokojne. A kiedy gra,  takie nastawienie sprawia, że jego muzyka płynie całkiem naturalnie, jest czysta i przystępna. Od razu wiadomo, że pianista wykonuje to, co naprawdę lubi, co jemu samemu jest  bliskie. Ale ani przez moment nie stawia się ponad muzyką, pamiętając, że to przecież o nią chodzi i to ona jest bohaterem każdego koncertu – a nie wykonawca. A w ten sposób traktować muzykę – to już spora sztuka.

PS. Dziekuję Konsultantom za pomoc w przygotowaniu ostatecznej wersji tekstu.

Małgorzata Maciejewska

https://sluchajfortepianu.wordpress.com/